Ból przeminie - chwała pozostanie;
Ból i cierpienie są często podejmowanym tematem w Buddyzmie. I niezależnie w jakiej tradycji światopoglądowej jesteś, czy wierzysz w Boga czy nie doświadczasz go, doświadczyłeś albo doświadczysz. Ból i cierpienie są obecne.I na nic się zda zaprzeczanie powyższemu bo tak po prostu jest.
Ból i cierpienie miałem okazję w ostatnich dnia kontemplować nazbyt mocno. Przedstawię teraz wynikające z tego refleksje. Przemyślenia może i są filozoficzne, ale sam ból, gdy się pojawia, gdy go odczuwasz jest najprawdziwszym z możliwych. Tak na marginesie tytuł niniejszego felietonu miał wybrzmieć właśnie słowami” Ból i Cierpienie” Ale gdy rozmawiałem po wszystkim z pewnym znajomym skwitował to żartobliwie hasłem, które zdecydowałem umieścić w tytule.
Tradycja buddyjska poszła dalej w analizie bólu i cierpienia. Jako podstawę swoich nauk przyjęła Cztery Szlachetne Prawdy. Nie jest to próba indoktrynacji, ale zauważenie porządku spraw. Ujmując inaczej, dotyczy to również ciebie, jeśli przetłumaczysz sobie to świadomie na swój język i zastosujesz do przykładów z twojego życia
Oto Cztery Szlachetne Prawdy
Pierwsza Szlachetna Prawda o Cierpieniu
Druga Szlachetna Prawda o Przyczynie Cierpienia
Trzecia Szlachetna Prawda o Ustaniu Cierpienia
Czwarta Szlachetna Prawda o Ścieżce Prowadzącej do Ustania Cierpienia
Dalajlama, o czym piszę w Książce “Kontemplacja Wilka” ujął to pięknym sformułowaniem. Przypomnę zatem jego dowolną (moją ) interpretację.
Jeśli masz problem i istnieje jego rozwiązanie, to nie masz się czym martwić, poszukaj go i rozwiąż ale...
jeśli nie istnieje rozwiązanie twojego problemu to
również się nie martw, bo to nic nie da, a jedynie osłabi twoją siłę.
Obserwować i kontemplować można te zagadnienia latami, medytować godzinami, jednak gdy dopadnie cię TA sytuacja weryfikacja i próba zmierzenia sie z nią nie należą do najłatwiejszych.
Mnie dopadła kilka dni temu, kiedy mój lekarz stomatolog skazał mojego zęba na usunięcie. W najbliższym czasie (słowo klucz!!!) zasugerowała dobrze by było to zrobić. Nie ma innej opcji.
Wyobraźnia zaczyna działać. Kto odczuwał kiedykolwiek podobny problem, ten rozumie. Kto nie odczuł (szczęściarz), niech dla potrzeb chwili wyobrazi sobie tę sytuację.
“Najbliższy czas” i konfrontację z chirurgiem próbuje zatem odłożyć jak najdalej, aż w końcu pojawia się ból. Uporczywy i narastający. Pomagają tylko leki i to na 4 godziny.
Ból i cierpienie
Umawiam wizytę, pełen obaw i ufności, że usunięcie przyczyny bólu przyniesie ulgę
W tle czai się strach
Ból i cierpienie manifestują się coraz mocniej, Organika ciała robi swoje. Czuję rozedrgane komórki, pulsujący, przenikający ból w szczęce, opuchnięte dziąsła. Myśli nie trzymają się kupy, pot na twarz, niepokój. Zaczynam chodzić nerwowo po domu.
Oddycham, próbuję medytować, jednak przy medytacji, mimo prób, świadomość cały czas pochłania pulsowanie w zębie. Jednym słowem, nic prócz chemii nie pomaga. A sama chemia pomaga dopiero po kilkudziesięciu minutach.
Tak oto skonfrontowałem sie bardzo prosto, wręcz trywialnie z podstawą buddyzmu.
Uznałem zgodnie z Pierwszą Prawdą, że istnieje ból i cierpienie. Tu mowa o czysto fizycznym, a nie metafizycznym i egzystencjalnym podejściu do sprawy
Następnie przeszedłem do Drugiej Szlachetnej Prawdy, uświadamiając sobie jego przyczynę. Tę zależną ode mnie (przeciąganie wizyty, odkładanie na potem, strach przed konfrontacją i tę niezależną (błąd w sztuce - pozostawienie korzenia przed laty, błędy wychowawcze, naturalna kondycja uzębienia). Niejako automatycznie wyłoniła się Trzecia Szlachetna Prawda - ból można usunąć, ściągnąć. Jak to zrobić? Odwiedzić chirurga stomatologii czyli wprowadzić w życie Czwartą Szlachetną Prawdę, mówiącą o drodze do ustania cierpienia
Piszę te słowa przed wdrożeniem Czwartej Prawdy w życie, oswoiwszy się z pierwszymi trzema dość boleśnie. Wszystko co napiszę w drugiej części, będzie pisane po wizycie. Teraz mam opuchnięta twarz , odczuwam zęba ale jasno myślę
Czekam.
Konfrontacja z prawdą jest trudna. Przypomnę ci, jestem Katolikiem, nie Buddystą. Przypomnę również, że niezależnie od poglądów, jakie byś nie miał, na fotelu dentystycznym ląduje praktycznie każdy.Wiara czy światopogląd nie ma tu znaczenia
Ból i cierpienie dotyczą wszystkich. W szerszym pojęciu, samo życie jest konfrontacją z szokiem narodzin i bólem śmierci, konfrontacją ze starością, oswajaniem w starości jej aspektów. Przy odrobinie “szczęścia” opuścisz ten świat nagle, bez bólu i cierpienia. Hospicja i oddziały onkologiczne to przeciwległa strona tej opowieści.
Może pojawić się chęć, aby zapytać mnie co z medytacją? Co z rozwojem. Oddech nie pomaga? Tyle mądrości, tyle wskazówek, a jak z samodzielnym doświadczaniem tego wszystkiego?
Może to uszczypliwe pytania? A może prawdziwe? Co do pytań, to zależy z jaką intencją pytasz. Czy jest w tobie empatia, zrozumienie, współczucie, czy przeważa EGO, duma i chęć triumfu nad cierpiącym ?
Niezależnie od intencji odpowiem.
Nie wiem, jak bym reagował na ból i cierpienie bez medytacji, kontemplacji, jogi, oddychania pranajamicznego i całej tej ezoteryki i duchowości. Nie wiem bo jest inaczej Bo to wszystko w moim życiu JEST. W związku z tym nie snuję wyobrażeń w tym zakresie.
NIe robię tego, bo to nie ma sensu. Jestem, jaki jestem. Wiem co obserwuję, jakie mam odczucia w ciele, umyśle, jak moje ciało reaguje. Czasemzaskakują mnie te reakcje, ale je przyjmuję. Z pokorą i bólem oczywiście.
Wiem jednak jedno - aby zmierzyć się z pewnymi sprawami trzeba ćwiczyć. Są jednostki naturalnie uwarunkowane na pokonywanie takich czy innych przeciwieństw losu. Jednostki, którym pewne sprawy przychodzą łatwiej od innych.
Są i odwrotne sytuacje. Każdy jednak ma słaby punkt. A jego odkrycie to kwestia czasu.
Osadzam się w chwili obecnej, z bólem, który mam i patrzę jak do mnie mówi. Chylę głowę i przyjmuję co mi daje. Wiem, że za chwilę, “odpowiednią chwilę”, ten ból ustąpi, a w jego miejscu pozostanie (dosłowna) pustka. Pustka (przestrzeń po zębie, nie ta pustka egzystencjalna). Naturalnie się zagoi, a za jakiś czas pozostanie tylko wspomnieniem, zacierającą się historią.
Cała ta historia może być tinterpretowana dowolnie. Można temu przypisać większą, makro egzystencjalną wagę i transponować ją na różne przestrzenie życia. Można nic nie robić, uprościć sytuację, do schematu - pojawił się ból, idę go usunąć. Ten drugi sposób działania jest godny pochwały. Działanie. No ale gdyby wszystko było takie proste, to żaden z gości tu zaglądających nie miałby problemów.
Nie byłoby kłótni, rozwodów, porzuconych dzieci, zranionych partnerów, rodziców, rozczarowanych pracowników, kolegów, zakończonych relacji. Odporność w jednej przestrzeni nie daje gwarancji sukcesu, niestety.
Po co to wszystko piszę i roztrząsam?
Bo taka jest formuła tego bloga, tych felietonów. Aby dać ci impuls do refleksji. Wiem, średnio albo wcale nie interesują cię moje zęby. I to jest zrozumiałe. Cała ta historia nie jest jednak o moim uzębieniu.
Ta historia jest o bólu i cierpieniu, sprowadzona do jednej z milionów sytuacji, w której takie schematy mogą się powielać. Ta historia jest o budowaniu świadomości, obserwacji siebie, byciu uważnym niezależnie od sytuacji. Ta historia jest o BYCIU, nie o moralizowaniu, nie o sztuce dbania o zęby. Nie jest o przesadzie w reagowaniu ale o prawdziwości w odczuwaniu.
Jeżeli w tej historii, wzbudziła się w tobie odrobina współczucia (nie mylić z współodczuwaniem) to dobrze. Sztuka empatii polega na tym, aby postawić się w roli swojego rozmówcy bez osądzania i wyobrazić sobie jego ból, jego sytuację. Empaci czy osoby wysoko wrażliwe doskonale wiedzą o czym mowa. Nie czas jednak na rozwijanie tego wątku.
Ta historia nie jest też zapchajdziurą publikacyjną . W archiwum mam kilkanaście historii, refleksji, wątków, które mógłbym rozwinąć w każdej chwili. Dziś jest jednak ten wątek, prawdziwy, nie wymyślony, ten tu i teraz. Ten, który zakłóca mój dobrostan w danej chwili. Może jutro za tydzień pojawi się tysiąc razy mocniejszy i gorszy. A może nie…
Na tę chwilę przerywam pisanie. Jest 10:10 rano, wizyta o 19:15
Patrzę, obserwuję, odczuwam, jestem obecny.
Jakie będą odczucia po zabiegu, zobaczymy
Tymczasem nie zatrzymuję czasu, nie wyczekuję 19:15, idę z córką na kawę. Ból odpuścił na tyle, że mogę to zrobić, z czego się cieszę teraz. Pakuję do kieszeni Ketanol na wszelki wypadek.
Zabieg.
Nafaszerowany adrenaliną i innymi znieczulaczami przez chirurga zasiadam na fotelu. Podpisuję zgodę na zabieg i zauważam jak mi się trzęsą ręce. Wrrr, jakiś kosmos Pani asystentka śmieje się i mówi, że zaczyna działać adrenalina. Podczas zabiegu nie odczuwam bólu
Po 20 minutach jest już po, znieczulenie trzyma, jest ulga.
Jest pięknie…
Ale po kilku godzinach… ból rypnął ze zdwojoną siłą!!!
!!!
!!!
Cóż, przyczyna bólu usunięta, proces leczenia rozpoczęty. Trzeba brać antybiotyki, leki przeciwbólowe i uzbroić się w cierpliwość. Jeszcze tylko parę dni…
Na koniec słowo dla tych, którzy podczas lektury tego felietonu chwycili się za policzek, choć odrobinę poczuli mój ból, utożsamiali się ze studium przypadku. Dziękuję wam za to. To oznacza, że weszliście w tę opowieść całą swoją osobą. W życiu chodzi o jego, życia, odczuwanie, a nie ślizganie się po powierzchni. Oczywiście można się prześlizgnąć przez wiele tematów. Tu kursik, tam kursik, znajomy, przygodna znajomość etc. Ale można też być w danej sytuacji, relacji całym sobą. Na dobre i na złe. A jak mamy obawy przed otwarciem się przed kimś to przynajmniej nie grać i być szczerym. To mogą być trudne słowa do przyswojenia. Na tym polega kontemplacja chwili. I nie mówię tu o przekraczaniu granic innej osoby. Wręcz przeciwnie. Pewne granice są nieprzekraczalne i wymagają szacunku. Niekiedy boleśnie trzeba ich chronić. To zrozumiałe.
Oponent mógłby powiedzieć, że aby poczuć smak wina trzeba wypić całą butelkę. Mógłby, ja jednak odstąpię wtedy komentarza takiej struktury myślowej.
Opis przypadku, czy też jego studium, jak to sprytnie nazwałem, ma na celu refleksję. Ma na celu przedstawienie twojemu EGO wersji, jednej z wielu możliwych interpretacji. Jak zawsze zalecam, aby odrzucić otoczkę tej historii, obrać owoc z całej skorupy, aby dojść do sedna. Co wtedy się nam ukaże, zależy od nas samych, od naszej wrażliwości, od twojego doświadczenia, stylu życia, historii, które za tobą stoją.
Wszystko co się w naszym życiu wydarzyło, wszystkie emocje, doświadczenia odbiły swój ślad w naszej świadomości, w strukturach naszego mózgu. To na emocjach doświadczonych, wyobrażonych czy wgranych przez innych, budujesz swoją wrażliwość. To naturalny biochemiczny mechanizm twojego, naszego bytu jako ludzi. Odciśnięty w ewolucyjnym procesie. Mimo jednak ewolucyjnych, niejako automatycznie wgranych w nas schematów reagowania, schematów obronnych mamy też drugi wgranym niesamowity mechanizm, zwany neuroplastycznością. Możemy tłumaczyć swoje postępowanie, swoje fobie słowami, taki już jestem, tak mnie nauczono, taki jest proces ewolucyjny. Ale możemy też nadpisać te schematy. Zbudować zasoby dobra. Krok po kroczku, powoli, nieustannie. Neuroplastyczność to nie mój wymysł, jakieś ezoteryczne pojęcie. To udowodniony naukowo mechanizm. Jeżeli jesteś nim zainteresowany, zachęcam do samodzielnego zgłębienia tego zagadnienia.
Obserwuj świat, bądź obecny, obserwuj ból i cierpienie, radość i przyjemność. Odczuwaj. Ja odczuwam to w taki sposób, ty w inny. Każdy z nas ma prawo do swoich odczuć, przeżyć. Po to jesteśmy tu na ziemi, aby doświadczać, budować relacje, dzielić się spostrzeżeniami, dyskutować.
p.s. Wybacz mi, drogi czytelniku, literówkę. nie mam chwilowo siły na kolejne czytanie i poprawki. Niech zatem idzie w świat takie, jakie jest. Życie i doświadczenia nie zawsze są doskonałe...