Pół Roku

Zadałem sobie pytanie czym jest dla mnie pół roku?

Spełnieniem czy utraconym  bezpowrotnie czasem? Przeszłością, za którą będę tęsknił, którą będę rozpamiętywał czy kolejnym znacznikiem w czasie? A może taką pieczątką, przybitą w paszporcie naszego życiorysu. W paszporcie, w którym kiedyś skończy się miejsce na takie pieczątki. A gdy się skończy, nie będzie następnego. Nie będzie komu wertować jego stron i zachwycać się starymi znacznikami, starymi pieczątkami.

Dziś będzie dużo pytań. Pytań, na które każda świadoma osoba, warto, aby sobie odpowiedziała.

Pół roku to może być czas stracony, czas, który przeleje się przez palce. Może to czas, w którym ciągle na coś czekasz? Czas sześciu kartek w kalendarzu, może sześciu wypłat. Kilkadziesiąt razy pójdziesz do sklepów i może wydasz te mozolnie zarobione środki. Może część z nich zwiększy twoje konta oszczędnościowe i poczucie bezpieczeństwa. Może nic z nich nie zostanie, bo ledwo wystarcza na życie.

Pół roku to czas, w którym życie może odmienić się kompletnie, urodzi się dziecko, ktoś odejdzie na wieczną wędrówkę, pozbędziesz się uporczywego bólu albo zawrzesz znajomość, która przetrwa do końca twoich dni.

Jeżeli okres sześciu miesięcy trafi na czas świąt, sylwestra, możliwe, że przeprowadzisz rachunek minionego czasu i złożysz sobie i bliskim piękne życzenia, poczynisz jakieś postanowienia.

Pół roku to jednak czas miniony. Bezpowrotnie. To świeża historia, o której za kilkanaście lat możesz nawet nie pamiętać i pójdzie w niebyt.

Uzmysłów sobie, ile takich półrocznych okresów masz już za sobą. U mnie jest ich ponad sto. Setka minionych bezpowrotnie chwil.

Jak je wykorzystałeś? To już bez znaczenia, było minęło. Przeszłości nie zmienisz, skupmy się  zatem teraz na kolejnym pytaniu.

Jak wykorzystasz nadchodzące pół roku? To nieograniczona przestrzeń możliwości, będąca wynikiem, skutkiem,  naturalną konsekwencją odpowiedzi na kolejne pytanie.

A kolejne brzmi: Jak wykorzystujesz czas, który masz? To ogromne wyzwanie podejmuj sam. Jako wolny człowiek, niesterowalny, niezależny, jakim zapewne chciałbyś być, skorzystaj z tego przywileju i kreuj rzeczywistość tak, aby kiedyś to, co będzie nie było ci bolącym odciskiem na "siedzeniu", wyrzutem sumienia. Abyś nie mamrotał wszystkim w około jaki byłeś nieszczęśliwy, ile okazji przeleciało ci koło nosa tylko, żeby te okazje pracowały na twój dobrostan.

Pieniądze i sława, uroda i wdzięk przemijają. To slogan, a jednak taki prawdziwy. Co pozostanie? Gdy będziesz wędrował z Aniołem Śmierci do innego wymiaru albo niebytu, co mu powiesz? Co więcej możesz mu powiedzieć, niż on sam wie? Będziesz tłumaczyć swoje życie czy ono samo, poprzez bieżącą kreację,  za ciebie przemówi? Samo się obroni?

Ostatnio, chcąc nie chcąc, moją uwagę zaprzątają absurdalne wręcz tłumaczenia, jak niektóre osoby bronią swoich decyzji, swojego zachowania, działania. W skrajnych sytuacjach oskarżamy Boga, rządy, pogodę, wszystko tylko nie siebie. I choćbym nie wiem jak starał się przedstawić inny punkt widzenia i nakierować uwagę rozmówcy, aby wyszedł z ram swojego uwarunkowania, to nie skutkuje. Wszyscy i wszystko jest winne, a ja jestem biedną ofiarą niegodziwego losu.

Nie jesteś ofiarą! W końcu jesteś kreatorem swojego losu. Panem swojego losu. Sam podejmujesz codziennie setki decyzji. Ile ich będzie w okresie półrocznym? Tysiące, setki tysięcy? To, że większą uwagę przywiązujesz do swojej wizerunku, albo do tego, co inni powiedzą, do facebooka czy insta, to TWÓJ wybór. To są twoje priorytety. A może siedzisz gdzieś w medytacji godzinami, chodzisz do kościoła, odlatujesz w ezoterykę i nie ma z ciebie pożytku na co dzień? Po co to robisz? Aby się oświecić? Zbawić? Aby być wolnym? Czy przez twoje działania innym jest lepiej, czy łudzisz się tym, że jest im lepiej? Ścigasz się, ile godzin medytowałeś, ile odosobnień masz już w swoich półrocznych okresach? Jak sądzisz, dla twojego dziecka, powiedzmy sześciolatka, ważne jest twoje 10cio dniowe odosobnienie czy 3 dniowy wyjazd gdziekolwiek, zabawa i twoja obecność? Oczywiście, uważnemu obserwatorowi nie ujdzie uwagi wątek, w którym sam mówiłem w jakimś tekście o moich godzinach w medytacji. Pewnie się teraz uśmiechniesz;-) Może ocenisz? No coż, tak było. Nawet pewna znajoma zadała mi kiedyś pytanie - po co liczę ten czas? I odpowiedziałem sobie na to pytanie. Szczerze bez żalu o nie. Ty zadaj sobie pytanie i sobie odpowiedz. Nikt wtedy nie będzie cię oceniał oprócz ciebie samego i twojego ego. 

Oczywiście mówię o ekstremach. Możliwe, że już słyszałeś o tym setki razy? Jeżeli tak było to zadaj sobie pytanie czy wyciągasz z tego jakiekolwiek wnioski? Jeśli tak - Super. Chylę głowę nisko z szacunkiem. Brawo ty!

Jeżeli jednak jest inaczej? 

Absolutnie cię nie krytykuję. Nie mam wpływu na to jak i co z tego tekstu odbierzesz, jak to zinterpretujesz. Oczywiście mam wpływ na to, jak to napiszę. Sam to zweryfikuj, wybierz jakie będzie następne pół roku. Jeżeli skupisz się na mnie to nie oceniaj mnie, dlaczego tak a nie inaczej napisałem, tylko spójrz na siebie. Co tak naprawdę wtedy zobaczysz?

Wiele razy czytałem podobne teksty, słyszałem podobne argumenty. Nie chodzi o to aby się obrażać, aby obrażać kogoś z jednej strony. Z drugiej nie chodzi o to, aby się miziać po głowach, tworzyć towarzystwo wzajemnej adoracji i płynąć na swoim i podobnym ego. Ten tekst odnosi się do wszystkich, więc również do mnie. Popełniam błędy, wyciągam wnioski, czasem dostanę od kogoś po głowie, czasem ktoś mi zwróci uwagę. Ego i zapatrzenie w siebie utrudniają samoosąd. Nie popadajmy w pychę z jednej strony, a z drugiej nie bądźmy dla siebie zbyt rygorystyczni. Pamiętajmy o złotym środku.

Dla mnie minione pół roku to bardzo znaczący czas, praca nad sobą, praca ze sobą, wgląd w swoją świadomość, w swój umysł i serce. To czas wielu bardzo pozytywnych, zaskakujących sytuacji, sytuacji w których istnienie Boga manifestuje się ponadprzeciętnie oraz wielu trudnych chwil, trudnych decyzji. Czas, w którym osoby (znajomi), które znam od kilkunastu lat wbijają mi nóż w plecy, czas w którym spotykam inne osoby drugi lub trzeci raz w życiu i mam poczucie jakbym znał je wieki. Czas w którym jedne osoby chętnie nawiązują kontakt inne z jeszcze większą chęcią się odsuwają. Czas analizy różnych tekstów, książek, wielu kontemplacji i niezliczonych chwil w medytacji i uważności. To taki mieszany czas, bo jak już wiesz, jedynym pewnikiem w życiu jest zmiana. Jeśli dokucza mi jakaś sytuacja lub nadzwyczaj euforycznie oddziaływuje to czekam. Czas zweryfikuje stan i zadba o tę zmianę. Może nie będzie jakaś niesamowicie wielka, może subtelna i wręcz niezauważalna. Zrobi jednak swoje. Doświadczam tego codziennie

Czekam ale nie jestem bierny w tym czekaniu. Życie trzeba przeżywać i kreować albo trask, prask i będziemy u jego progu zrzymać się na wszystko i wszystkich. W czekaniu ma być  działanie. To wgląd w swoje odczucia, czucie, rozumienie. I jeszcze raz DZIAŁANIE.

Zatem mój drogi gościu…Czego ty doświadczasz? Co wyciągniesz z minionego pół roku i jakie będzie następne pół, licząc od teraz, dla ciebie?

Możliwe, że nie zauważyłeś, ale odstępuje w tekstach od znaczników czasu. Oczywiście pewne historie wymagają zakotwiczenia w czasie i miejscu aby nadać im  charaktei. Ta należy do uniwersalnych i nie ma znaczenia w jakim punkcie życia, w jakiej konfiguracji liczb w kalendarzu jesteś. Świadomość chwili można zawsze obudzić. Ona jest w tobie . Pytanie tylko, czy wita życie razem z tobą, czy zakopana jest pod stertą wymówke, które dla niej przygotowało EGO?

Bądż szczęśliwy 🙂 i świadomy.