WielkaNoc

W życiu każdego z nas pojawiają się różne osoby. Pojawiają się i odchodzą. Wchodzą z impetem, tworzą relacje mniej lub bardziej burzliwie i się kończą. Czasami budowanie relacji trwa latami, kiedy indziej kończą się, bo nie spełniają wyobrażeń którejś ze stron. Inne przemijają pod wpływem osób trzecich drenując energetycznie, emocjonalnie lub/i fizycznie swoje ofiary. 

Tymi słowy zapraszałem cię do tego świątecznego felietonu. Tymi słowy oraz zdjęciem , na którym oddaję się chwili ciszy z naszą kotką. Czasami siedzę w czerwonym fotelu kontemplując, rozmyślając, a za moimi plecami, niczym nie wzruszona kocica podłączona do energii spokoju. Lećmy jednak dalej....

W niektórych relacjach jesteśmy mimo naszej woli, bez naszego wkładu, bo taka była/jest kulturalna, religijna czy światopoglądowa spuścizna naszych rodziców, dziadków. Takie jest bardo życia, proces pojawiania się i umierania zdarzeń, osób, czasu.

Piszę o tym kilka dni przed świętami Wielkiej Nocy, abyś mógł refleksją ogarnąć nadchodzący czas. Czas, który spędzisz wedle swoich upodobań, oczekiwań i wyobrażeń. Czas który może spędzisz z bliskimi, może na kontemplacji śmierci Jezusa, albo kontemplując pustkę i nie dając się porwać cierpieniu. Albo na refleksji nad swoją relacją z życiem, Bogiem, innymi ludźmi. Albo spędzisz go robiąc NIC, ot tak z wyboru. Twojego wolnego, autonomicznego wyboru.

Kontemplacja życia, a śmierci w szczególności, nie musi oznaczać problemów psychicznych istoty kontemplującej. Jest nieunikniona. Nie oznacza też wchodzenia w świat duchów czy umarłych. Aby uświadomić ci, albo przypomnieć, co to oznacza, pokazać inny punkt zaczepiania, przenieśmy na chwilę naszą uwagę na chwilę narodzin. Bez względu na przekonania religijne czy filozoficzne. Co z niej pamiętasz? A co pamiętasz z aktualnego życia. Jaki progres wykonał się w twojej świadomości? Płynąc bardzo swobodnie w tej retoryce powiem, że nawet nie bardzo miałeś wpływu na swoje narodziny. I nie będziesz miał, z grubsza, wpływu na śmierć. Oczywiście wykluczam dla przejrzystości refleksji sytuacje nadużycia w tej mierze. 

Masz za to ogromny wpływ na to, jak żyjesz teraz, jak będziesz żył w przyszłości oraz jaka temu będzie towarzyszyć świadomość. Poniekąd automatycznie masz w ten sposób wpływ na swoją śmierć.

Możesz nie wierzyć w śmierć Jezusa, zaprzeczać jego istnieniu, istnieniu Boga. Możesz poddawać pod wątpliwość jego intencje do woli, ale nie możesz zatrzymać koła życia, koła samsary.

Zwykle śmierć kontempluje się w okolicach 1-go listopada. A jeśli dotknie cię gdzieś blisko, bezpośrednio, zabierając ci znajomego, kochanego, kogoś z rodziny, ból może być dotkliwy. Wielkanoc przypomina o śmierci Jezusa. O tragedii dla jego bliskich, przyjaciół, rodziców. I o czymś więcej...

Studiując buddyjskie pisma, literaturę, czytam o śmierci. Pema Chodron w książce “Moc Przebudzenia” pokazuje nam podejście do niej z punktu widzenia buddyzmu tybetańskiego. Opiera się na innej, mocnej lekturze, na "Tybetańskiej Księdze Umarłych". Też ją aktualnie czytam. I paradoksalnie dowiaduję się z niej o sprawach, o których dowiedzieć powinienem się z Kościoła. Jestem wręcz przekonany, że nie jest ci znane pojęcie "soteriologia". Przyznaję, że googlam znaczenie wielu słów nader często przy tej lekturze, objawiających mi swoje istnienie. Pewnie zrobisz to samo z soteriologią. Ja idę dalej. Samo znaczenie nic nie da, daje dopiero zgłębienie przedmiotu rozprawy.

Soteriologia mój drogi gościu, Najwspanialsza Istoto, to dział teologii chrześcijańskiej (katolicyzm), którego przedmiotem jest zbawienie, oraz Jezusa jako Zbawca. Korelacja z chwilą kiedy pojawia się ten felieton nie jest przypadkowa. Gdy masz otwarty umysł, wszędzie znajdziesz materiał do kontemplacji. A może to umysł uwarunkowany? A może serce wierzące?

Podkreślę paradoks, Tybetańska Księga Umarłych nakierowuje moją uwagę na kwestię zbawienia w chrześcijaństwie. Ja osobiście jestem zafascynowany gdy odkrywam takie przypadki.

Aby zauważyć takie i temu podobne korelacje, niezbędna jest uważność, otwartość i chęć zgłębiania zagadnienia. Nie wspominając o tolerancji. O tej cesze, której brakuje w każdym niemal środowisku.

Na ile ty jesteś tolerancyjny aby nie oceniać innych? Na ile jesteś w stanie nadchodzący czas wykorzystać refleksyjnie. Skupić się paradoksalnie na żyjących, na swoim życiu, dobrze przeżyć to życie. Na ile jesteś w stanie poddać refleksji swoje relacje z innymi, z Bogiem, z Wszechświatem? Którym relacjom mówisz nie, które są ci narzucone, a których szukasz? 

Teraz jest moda na sensację, ezoterykę, duchowość, energie, kosmologię, niechrześcijaństwo, wolność, numerologię coraz to inne wyzwania dla ducha. Inne nie znaczy gorsze czy lepsze. Nie krytykuję i nawet nie mam takich aspiracji. Sam będąc duchowym anarchistą szukam odwiecznej odpowiedzi na pytanie. Tyle, że nie przywiązuję się do tej odpowiedzi, do formy. Ona przyjdzie sama. 

Aktualnie wykonuję, zresztą ta kwestia to chyba neverending story w moim życiu, prace remontowe. Zwykle spraw do załatwienia, kupienia czy zrobienia jest cały ogrom, lista za listą, nerwy, często spięcia wynikające z komplikacji spraw. Czasami nerwy biorą górę, emocje buzują i zatraca się z oczu cel. Ale gdy na spokojnie wracam “na ziemię” prace posuwają się do przodu, abym w pewnym momencie mógł ogłosić ich koniec. Gdy rozpraszacze zostaną wyeliminowane, praca jest kontynuowana, jej efekt wyłania się samoczynnie.

Zauważ te rozpraszacze, odciągające cię od celu działania. Zobacz sens istnienia i drogę. Ściągnij ciemne okulary, odbij się od różowej trampoliny, zrób cokolwiek, aby zauważyć drogę prawdy. Nie określam jej. Ja znam swoją, ty miej swoją. I jaka by nie była, bądź jej świadomy.

Przy tej okazji wydobądź z siebie tolerancję dla innych. Nie musisz się z innymi zgadzać, nie musisz ich lubić, ale możesz szanować za determinację, inność, śmiałość, odwagę. Tolerancja, oby było jej jak najwiecej! Tej, która nas zbliża, nie tej, która wywołuje szyderczy uśmiech na twarzy, szydercze kiwanie głową, albo obietnice modlitwy za twoją zbłąkaną duszę. Ale tę, która dopuszcza i szanuje istnienie innego światopoglądu, nie uzurpuje sobie prawa do wiary w jedyną, słuszną sprawę i w tylko jedyna słuszną drogę. To też ta tolerancja, która pozwala niekatolikom nie drwić z wiary czy rytuałów katolików, a katolikom nie zwymyślać innowierców i nie mieć pomysłu w każdym miejscu i każdych okolicznościach, jak ich wybawić.

To ta tolerancja, która pozwala mi myśleć, że czytasz ten tekst sercem, analizujesz i nie oceniasz. To ta tolerancja, która daje mi odwagę, aby pisać o takich kwestiach, dzielić się nimi z tobą. Naturalnie interpretacja to oddzielna sprawa, ale tak jak pisałem w swojej książce mój drogi czytelniku, jest już poza moją kontrolą, poza oczekiwaniami.

Wielkanoc przypada na pierwsze dni wiosny. To doskonała okazja do wybudzenia się z zimowego letargu. Ten letarg związany z cyklem rocznym to naturalna kolej rzeczy. Wybudzenie to jej aspekt. W tym wybudzeniu właśnie mamy okazję refleksji i kontemplacji śmierci Jezusa. Widzisz, mnie nie przeszkadza analiza życia Buddy, czy innych świętych indyjskich. Każdy żywot jest unikalny i jedyny w swoim rodzaju. Osoba Jezusa w chrześcijaństwie ma oczywiście o wiele większe znaczenie. Wszak to sam Bóg zszedł na ziemię, żył jak człowiek, umarł jak człowiek. Doświadczał tego co my, takimi samymi zmysłami, doświadczeniem radości, bólu, porzucenia, odrazy, uwielbienia, czułości. Wszak w każdym z nas jest boski potencjał. To potencjał do bycia zbawionym albo oświecony. Wolnym. Taki jak potencjał do bycia szczęśliwym. 

Jeśli teraz jest  święto jemu poświecone, to nie zaprzeczaj. Jakbyś siś czuł, gdybys był na cmentarzu swojego rodzica,  a ktoś by ci powiedział, ze on nie był twoim rodzicem. Albo, że nie istniał? I dodał jeszcze , ze żyjesz w ułudzie, błędzie i w ogóle niepotrzebnie przychodzisz na ten cmentarz.  Przykre prawda? To dokładnie te same odczucia.

Idźmy dalej, może nawet okazało by się w procesie udowadniania ci, że się myślisz, że jesteś adoptowanym dzieckiem. Czarno na białym. Czy wtedy fakt , że ten rodzic/nierodzic cię adoptował, wychował, dał ci wszystko to, co definiuje ciebie aktualnie, nic by nie znaczył?

Może nawet byłbyś wściekły, rozżalony, ale nic nie zaprzeczy temu, że jest jak jest. Że to dzięki wkładowi serca rodzica-nierodzica jesteś, jaki jesteś. Że jest z ciebie dumny, że cię kochał, dbał o ciebie, był w twoim życiu kimś ważnym.

Oczywiście można kontrargumentować moją tezę w nieskończoność. To i tak nic nie zmieni. Jest jak jest.

Epizod na tej ziemi, w tym żywocie, w formie jaką ono jest, jest doświadczaniem życia.

Jego finał niechybnie nadejdzie. To, jak go doświadczamy generuje w nas zasoby, które może umrą razem z ciałem, a może zostaną jako esencja istoty duszy.

Jeśli umrą i znikną, cóż, tak będzie. Ale jeśli definiują nas jako istoty duchowe, sprytnie osadzone w naszych ziemskich powłokach, to już bardziej skomplikowana materia. Widzisz, zamysł boski jest nie do ogarnięcia. Możesz wymyślać niestworzone historie i jedynie zbliżyć się do istoty sprawy.

Możesz również żyć dobrze. Tak, aby istota twojego ducha była mocna i solidna. Tak, abyś jej mocy mógł użyć na jesieni swojego życia. Teraz jest wiosna, ale jesień przyjdzie szybciej niż ci się wydaje. Ta fizyczna i retoryczna. Cykl życia jest nieubłagalny. W tym cyklu zawsze mamy okazję na refleksję, Przebudzenie.

Mamy okazję do wyjścia poza błędny krąg. Mamy okazję wykorzystać ten tkwiący w nas boży potencjał.

Widzisz, jedni do tego, aby być uważnym i nie potłuc kolan potrzebują zaledwie niewielkiej wskazówki, a inni, mimo ciągłego przypominania, kolana będą mieli wiecznie potłuczone, i będą cali poobijani. Jedni i drudzy są kochani przez wyrozumiałych rodziców tak samo.

Wyrozumiałych, czułych i świadomych, pełnych miłości. Rodziców niewartościujących. Miłość rodzicielska jest bezwarunkowo, przynajmniej ja taką uznaję. Nie określa, które  dzieci kochane są bardziej, albo za co. Gdy doświadczasz przeciwstawnych do tego uczuć, możesz wątpić w słuszność tej tezy, albo udowodnić, że to był wyjątek, kochając bezwarunkowo. Jak zawsze wybór jest po twojej stronie.

Cóż, jak zwykle to swobodny tekst, pełen różnorakich zwrotów, wątków. Takich jak nasze życie. Jak natura, która pozwala teraz krokusom w Tatrach szaleć, aby za parę dni przysypać je śniegiem. Jak natura, która trzyma cię przy zdrowiu, aby za chwilę sieknąć w ciebie chorobą, jak Bóg, który kocha cię niezmiernie, tuli i pociesza, aby w innych chwilach pozwolić ci cierpieć, ginąć, przywoływać do siebie jako nienarodzone byty.

Jaki z tej natury będzie wniosek? Co z tobą zostanie? Na co będziesz kładł nacisk? Czym będziesz się karmił obserwując naturę życia? Czy będziesz, w równowadze, czy pojedyncze zaburzenie rytmu wyrwie cię z odczuwania piękna życia na całe lata? 

Dusza moja rwie się do dalszych refleksji. Będą w innym felietonie, w innej formie i czasie.  Dziś była taka forma, bo przystał na nią taki czas. Wpływ miały ostatnie wydarzenia i nadchodzące święta. To moja refleksja darowana tobie. Bez podtekstów, oczekiwań. Wyciągnij z niej najlepsze dla ciebie. Pozwól sobie na pytania i słuchanie innych. A ja tobie dziękuję za czytanie i słuchanie mnie. 

Bądź Szczęśliwą Istotą, kochaj i nie krzywdź nikogo, a zapewniam cię, wróci do ciebie to dobro w formie i czasie właściwym

(...jakoś nie mogę skończyć….)

A co oznacza stwierdzenie ”właściwym”. Przekonasz się jak otworzysz oczy. Jak ściągniesz, te okulary, do których się tak często odnoszę. Przekonasz się jak spojrzysz w oczy dziecka, partnera, psa. Przekonasz się jak potraktuje cię inny człowiek na ulicy. Przekonasz się jak poukładają się sprawy w chorobie, jak będziesz odbierał niepomyślne i trudne informacje o zdrowiu bliskich. Przekonasz się gdy wylądujesz na SORze. Gdy zobaczysz zatroskany wzrok innych będąc w chorobie. 

Ja miałem wiele okazji odbierać różne przejawy odczuć ludzkich. Niektóre spowodowały u mnie ogrom bólu. One pozostaną jednak marginalne.

Przy okazji przyznam ci się do tego, że takiego feedbacku jaki spływa do mnie po przeczytaniu książki się nie spodziewałem. Może jest to wynikiem kompletnego nienastawiania się mnie na jakikolwiek odbiór. Czyli efektem puszczenia oczekiwań. Ale jest on niesamowity. 

Książka nie jest komercyjnym produktem. Jest sporym kawałkiem zapisu mojej duszy. Autentycznym. Nie sprzedaje się w zawrotnym tempie. Jedna ze znajomych, czytelniczek, zadała mi nawet pytanie czy coś na niej zarobiłem. Odpowiedziałem, że ciągle jestem "pod kreską". Ale to nie ma znaczenia, bo wspomniany przed chwilą feedback od tych, którzy zaufali i przeczytali, jest niesamowity. Przeczytali i zdecydowali się podzielić się ze mną refleksją.

Niech zatem ten tekst będzie dla ciebie taką refleksją w pigułce. Na wyciągnięcie ręki.

A teraz już koniec definitywny.

Sarwa Mangalam

Szczęśliwości. 

Jeżeli spodobał ci się felieton...

... albo spodobała ci się formuła w jakiej mówię o sprawach ważnych, rozwojowych, duchowych, możesz wesprzeć moje działania. Serwis buycoffe.to umożliwia donację, darowiznę na rzecz twórcy kontentu internetowego. Wystarczy kliknąć poniższe zdjęcie/logo. To również doskonała okazja do materialnego wsparcia, wyrażenia wdzięczności, podziękowania. Oczywiście nie czuj presji tylko swobodę i możliwość działania. Powodzenia

Chesz wiedzieć więcej?

 

Książka "Kontemplacja Wilka", której jestem autorem przedstawi ci świat widziany moimi oczyma. Moją duszą. Przedstawi ci może inną a może twoją retorykę. Zobrazowana liczymi przykłądami z mojego życia mówi o tym co najważniejsze. Zapraszam i pozdrawiam. Dostępna tylko u mnie