Jogin

Jestem joginem.

Tak, zdecydowanie, z pełną mocą i odpowiedzialnością użyłem tego sformułowania. Ta refleksja przyszła do mnie kilka tygodni temu po lekturze książki “Joga, siedem duchowych praw z ćwiczeniami” Deepak Chopra & David Simon.

Dlaczego wtedy, hmm…, wtedy się po prostu poskładało wszystko i zamanifestowało. Doszedłem do tego trochę pokrętną drogą, przez studiowanie buddyzmu, filozofii wschodu i różne inne doświadczenia. Dla ścisłości, proszę nie utożsamiać buddyzmu z jogą i hinduizmem. To odrębne sprawy. Ale przenieśmy się do samego początku.

Jest wrzesień 1985 rok. Jako 15-to latek rozpoczynam naukę w szkole średniej w Opolu. Niedaleko szkoły znajduje się dom handlowy “Opolanin” (wtedy nie było centrów handlowych, przypis dla młodszych czytelników). W Opolaninie, nad księgarnią, w jakiejś sali wykładowo-konferencyjnej prowadzone były zajęcia z aerobiku i jogi. Zaraz po szkole z dobrym kolegą poszliśmy na pierwsze zajęcia jogi. Nas dwóch i same dziewczyny. Z biegiem czasu dołączył jakiś "starzec" w wieku ok 40 lat, kolega się wykruszył, a z dalszym biegiem czasu zostałem sam pośród wszechobecnej energii Jin.

Miałem świetną nauczycielkę. Zajęcia odbywały się w środy po południu. Wprowadzała mnie w świat asan oraz filozofii jogi. Czytała Bhakawadgitę, urywki innych hinduskich pism, wprowadzała techniki medytacyjne i relaksacyjne. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jedną z nich była joga nidra, tak chętnie wykorzystywana w mindfulnesie, a którą niedawno też znalazłem na YouTubie, na kanale Dr Andrew Huberman-a pod naukową nazwą Non-sleep deep rest protocol (NSDR). Sprawdź sobie 🙂

To była joga wg metody Iyengara, czysta, fizyczna praca.

Z tego czasu mam też pokaźną kolekcję kserówek, bo jedynie robiąc kopie kserograficzne można było uzyskać dostęp do niektórych publikacji.

Moje młode ciało dość szybko zaadaptowało się do nowej formuły ruchu. Zawsze byłem wyjątkowo giętki i elastyczny, więc różne pozycje (asany) przychodziły mi z łatwością (patrz zdjęcia w tekście). Ta gibkość aktualnie już zanikła, wrócimy do tego w dalszej części.

Przez pięć lat intensywnie ćwiczyłem, czytałem, uczęszczałem na warsztaty, w tym z uczennicą samego Iyengara - Gabriellą Giubilaro. Odbywały się różne warsztaty, na ile tamte czasy pozwoliły oczywiście, jedne które pamiętam, były bardzo mocno energetyzujące, ezoteryczne. Na nich też prowadzący zapraszał chętnych do pewnych religijnych inicjacji. Nie będę wgryzał się dokładnie w temat, bo to nie jest istotne. Istotne było podejście mojej instruktorki.

A ona przestrzegała przed pochopnymi decyzjami w tej kwestii. Tak, dobrze słyszysz, przestrzegała. Z jednej strony poleciła mi warsztat, opowiadała o różnych, niesamowitych aspektach jogi, ale z drugiej uwrażliwiała, aby być uważnym przy podejmowaniu tak ważnych decyzji, jak kwestia wiary, duchowości, odpowiedzialności karmicznej czy duchowej. Młody, kilkunastoletni umysł, mógł łatwo pójść za impulsem chwili. Mógł stać się celem zagubionego guru czy innego “duchowego mistrza”. Bo to bardzo podatny grunt. 

Ustrzegłem się przed tym. Podawałem ten przykład również swoim dzieciom. Paradoksalnie, po tych warsztatach, w niedzielę, poszedłem na mszę do opolskiej katedry. To było jedno z tych mistycznych przeżyć, kiedy czujesz, gdy wypełnia cię światło o nieskończonej, niezbadanej mocy!

Tak wogóle to temat grup religijnych, kręgów jest ciągle na czasie. Młodzi zaąwsze, a teraz w dobie dostępu do informacji przede wszystkim, są podatni na “inne” idee. Inne bo atrakcyjne, kulturowo odmienne, inne niż te, wyznawane przez rodziców, niż te wyznawane przez mainstream. Młody człowiek to często zbuntowany duch, szukający ukojenia, nie rozumiany przez dorosłych. Szukający sprawiedliwości, inności. Młody człowiek to wreszcie łatwy cel. Ja jako młody nie mogłem z nikim porozmawiać o jodze. Nikt mnie nie rozumiał. Do dziś krąg ten jest mocno ograniczony, a ten tekst jest próbą rozświetlenia tego zagadnienia, zbudowania otwartości ducha.

Ja w tych kwestiach byłem i jestem zawsze określony, stabilny i konkretny.

Z tamtych czasów pamiętam doskonale, bo wróciłem do tej lektury niedawno, książkę “Autobiografia Jogina” autorstwa Joganandy. Tak przy okazji jest to lektura bardzo osobliwa, odjechana. Tak ją pamiętałem wtedy i tak dziś do mnie przemawia. Lektura, którą polecam sympatykom jogi. Bo ci, którzy jogi nie rozumieją, tym bardziej nie zrozumieją tej książki. Ale mogę się mylić;-)

W piątym roku ćwiczeń, wespół z inną osobą, dziewczyną, otrzymaliśmy od instruktorki wskazanie, że możemy przystąpić do kursu instruktorskiego. Ona kurs taki zrobiła i do dziś prowadzi zajęcia w Opolu, ja nie podjąłem tematu. Moje losy ułożyłem inaczej i poszedłem swoją drogę. Przygoda formalna się skończyła, a dokładniej zawiesiła na…. 25 lat. Ale czy można przestać być joginem?

Oczywiście ślad i echo tych pięciu lat nie wymazały się z ciała. Joginem się jest zawsze, tyle że nie zawsze świadomie. A świadomość przychodzi z doświadczeniem.

Z moją pierwszą instruktorką nigdy nie kontaktowałem się od tamtego czasu. Stanęła na mojej drodze z pewnym zadaniem, które wykonała doskonale. Tak to oceniam z perspektywy czasu. Co miało się wydarzyć, wydarzyło się. Przed nią i przede mną otwarły się setki różnych wyzwań i zadań. Nie żałuję również decyzji nie bycia instruktorem jogi. To jedna z rzeczy, wszystkich z przeszłości, albo raczej jedna z wszystkich decyzji, których nie żałuję. W gruncie rzeczy nie żałuję niczego🙂

Jasną rzeczą jest, że nie będę rozpisywał się, co wydarzyło w ciągu tych 25 lat. To nie jest istotne w tych rozważaniach. Istotne jest, że w 2015 roku poszedłem na jogę, tym razem już z nastoletnią córką. Przez kilkanaście miesięcy chodziliśmy razem, po czym znowu zostałem sam. Tym razem było więcej facetów, inne czasy, inna świadomość, inni ludzie, środowisko.  

Wszystko było inne, bo minęło ćwierć wieku. 

Wszystko inne, oprócz jogi. Ja też byłem inny, moje ciało miało wtedy 45 lat. Od samego początku uczyłem się pokory. Gibkość nie taka jak wcześniej, wytrzymałość inna, kurcze wszystko nie tak! Na szczęście głowa w tej inności była bardziej świadoma, doświadczona. Szybko zaprzyjaźniła się z tym, iż nie wszystkie ćwiczenia da się wykonać jak wcześniej. A jak zapominała o tym, to ciało jej przypominało zdecydowanym impulsem. Tak zdecydowanym, że musiał wkroczać kardiolog, neurolog, leki, holter…. 

Podczas wizyty u neurologa padło jedno z bardziej znaczących, odkrywczych i w konsekwencji uwalniających stwierdzeń. Gdy powiedziałem lekarzowi, że po staniu na głowie mam różne sensacje, mroczki etc, lekarz zapytał mnie: “Czy musi Pan stać na tej głowie?” odpowiedziałem wtedy: “Nie nie muszę, problem z tym, że chcę?Ja już nic nie muszę!” odpowiedziałem

No i przestawałem stawać, wykonywałem inne ćwiczenia, powstrzymałem ego. Kiedy 60-cio latletnie kobietyi stawały na głowie moje ego nie dawało za wygraną, buntowało się. Ale powstrzymywałem je. Bo tak jest z jogą drogi czytelniku, trzeba być świadomym swoich możliwości i ograniczeń, trzeba słuchać ciała a nie instagrama, trzeba być pokornym w stosunku do wieku, bioligicznych predyspozycji, a nie iść w populizm, nie popisywać się. 

Joga to filozofia życia, sztuka życia, a nie gonitwa. Joga to nieustanna praca nad sobą. Joga wreszcie, w wykonaniu fizycznym, to przygotowanie ciała do dalszej drogi. A tą dalszą drogą, albo często równoległą, jest droga duchowa, pranajama. 

w 1990 roku w Opolu była jedna, jedyna szkoła jogi, hatha jogi. Aktualnie w każdym większym mieście jest ich kilkanaście różnych, mniej lub bardziej wyjechanych, akrobatycznych, filozoficznych, przystępnych. Jednak jeśli masz w sobie gen jogi, który dał ci wszechświat zawsze odnajdziesz swoją drogę.  bądź uważny proszę bo zagrożenia mimo upływu lat są podobne. A one zawsze bedą wynikać z ludzi i ich intencji. Tak samo jak benefity. Zatem zaakcentuj  raz jeszcze - Bądź uważny, roztropny, sprawdzaj, weryfikuj . Tylko o d ciebie zależy jaką ścieżkę wybierzesz.

Z premedytacją mówię o genie jogi, bo od rodziców go zdecydowanie nie dostałem. Z perspektywy czasu sądzę, że nie zdawali sobie sprawy czym jest joga. Ale tu mogę się mylić.😉

Pamiętaj też, że joga wtedy była postrzegana czasami jak sekta. A ja jestem i byłem katolikiem z krwi i kości. I nigdy, przenigdy mi to nie przeszkadzało. Nawet współcześnie Kościół Katolicki nie rozumie jogi i przed nią przestrzega. No ale cóż, pewne sprawy się nie zmienią.

Wracając do genu jogi…mocno się we mnie zagnieździł. I dobrze nam razem jest. Zaraził(em) tym bakcylem kilka osób i żyją, i mają się dobrze. I są mi bliskie.

Nieco ponad 3 lata temu moja przygoda z jogą znowu nagle się urwała. Tym razem ze względów zdrowotnych. Tu odsyłam do wpisu "11-07-2023". Urwała się jednak tylko w sferze fizycznej,  aby oddać przestrzeń dla tej duchowej, filozoficznej, energetycznej. Wróciła, z obawami o zdrowie, ale jednak. Mało tego wzmocniła się medytacją i oddała dużą przestrzeń pranajamie. Medytacja, pranajama i hatha joga. Czy brakuje czegoś? Oczywiście! Zorientowany czytelnik zwrócił uwagę na osobę Deepak-a Chopry. I powiąże ją z ajurwedą. Osobiście ajurwedą się nie zajmuję, jednak przyznam, że ma również ogromny wpływ na moje życie i wkracza w mój (nasz) dom coraz bardziej zdecydowanie.

A jak się ma joga do religii katolickiej, zapytasz? A dobrze się ma. Nie interesują mnie opinie innych na ten temat. Jogin nie krzywdzi nikogo. Prawdziwa filozofia jogi opiera sie na pewnych uniwersalnych prawach. To, jak na nią spojrzysz, zależy od wielu, wielu czynników, kulturalnych, osobowych, religijnych, społecznych, wreszcie rodzinnych. A głównie zależy od ciebie samego i genu jogi. Jeśli go masz - bingo (!) jesteś wygranym. Jeśli go nie masz, szukaj, doświadczaj aż znajdziesz. Niekoniecznie będzie to gen jogi, ale to już inna sprawa. Może twoje spełnienie to służba innym, rodzina, wrażliwość ponad podziałami, może odrębność seksualna, umiejętność organizowania grup, umiejętność nauczania, śpiewania, szybkość w biegu, biegłość w pisaniu? A może odczuwasz potrzebę odosobnienia, wyświęcenia w kapłaństwie lub życiu zakonnym? Podążaj za sercem, doświadczaj i zgłębiaj, przy tym nie krzywdź siebie i innych, a będziesz szczęśliwy.

Widzisz to moja krótka historia jogi, taka mini autobiografia jogina:-)

Każdy z nas pisze swoją, unikalną i niepowtarzalną historię. Jedni są świadomi, przebudzeni inni niestety żyją w iluzji. Iluzji  w tym znaczeniu, że dają się porwać nurtowi nie-wiadomo-czego, są zabiegani, zestresowani, nieobecni. Tak już jest, taka jest natura życia. A jak wiemy już z wcześniejszych moich tekstów, z naturą nie wygramy. Z naturą się nie walczy, Naturę przyjmuje się taką, jaka jest, ze wszystkimi jej smakami, z jej gorzką i słodką stroną. Joga może w tym pomóc i może przeszkodzić. To natomiast zależy od intencji i motywacji jednostki. Jeśli je określimy, będzie łatwiej. Aby je określić, potrzebna jest analiza, wyczucie, doświadczanie, szukanie i otwarcie serca. Przyciąganie wysokich wibracji jak to niekiedy się określa, albo dobrych energii. A te znowu zależą od intencji. I koło się zamyka. A jak dobrze wiemy, gdy długo się w kole krąży, można dostać zawrotów głowy. I aby już całkiem w głowie namieszać powiem, że aby z tego koła wyskoczyć, potrzebna jest siła zewnętrzna oddziaływująca na ten poruszający się w kole byt, na ciebie. A co może być tą siłą? Oczywiście joga:-). Innym sposobem jest wyjście z głowy do serca, albo jeszcze lepiej utworzenie między głową a sercem mocnego i trwałego połączenia...

Joginem się jest całe życie, nawet po śmierci;-)

Bo czymże jest śmierć? A to już temat na inne rozważania.

Na koniec jedna z najistotniejszych spraw… ludzie jogi. Mam do nich szczęście ogromne!. 

Moja pierwsza instruktorka z 1985  była wyrozumiała, niesamowita, troskliwa, empatyczna i wspierająca.

Moja aktualna, która była pierwszą, gdy wróciłem do jogi po ćwierćwieczu,  to dusza wrażliwa, obecna, mądra, empatyczna, uczuciowa i pomocna. Jej udział w mojej jogicznej drodze był i jest najsilniejszy.

Instruktorka, dzięki której przełamałem opór ciała po ostatniej, 3 letniej przerwie, z którą skontaktowała mnie moja lekarka, to jogiczna artystka, również wrażliwa, otwarta, szczęśliwa i swobodna dusza.

Instruktorka mojej żony - mega osobowość, otwartość, energo-czułość, duchowość. 

Znowu same kobiety, sama energia Jin i ja - Jang pośrodku nich, pośrodku Nieba i Ziemi.

Dla równowagi i w uzupełnieniu - Tai Chi i QiGong to niebanalna energia Jang, ktora pojawiła się w moim życiu stosunkowo niedawno😉.

Ludzie, których poznałem w mojej jodze to dobre dusze. Dziękuję za to, że miałem przyjemność i mam nadal, ich znać, was znać i doświadczać waszej obecności.

Jak zakończyć tę opowieść? Nijak, ona się nie kończy. Struktura zmienia tylko swoją formę, ciało się starzeje, duch się wzmacnia, rozwija. Zmienia się jak wszystko, bo wszystko co się wydarza w naszym życiu, kształtuje nas. Ta zmiana polega jednak na umacnianiu. Osoby, które miały wkład w umacnianiu tego ducha zrobiły swoje. Niektóre odeszły. Ci, którzy mają jeszcze do wykonania jakąś pracę, są obecni. 

Ci, dla których mój wkład w ich życie jest istotny, otrzymali go, otrzymują lub wkrótce otrzymają. Tak jest w życiu, wszystko jest połączone, wszystko ma swój cel, ma sens. Możesz powiedzieć, że nie wszystko da się wyjaśnić. Tak jest w istocie, nie wszystko wyjaśnisz, bo nie wszystko trzeba wyjaśniać. Możliwe, że dla potrzeby tej chwili nie-wyjaśnianie wszystkiego jest najlepszym rozwiązaniem z możliwych.  Możliwe, że nie jesteś jeszcze gotowy aby przyjąć do siebie pewne prawdy. Życie jest tajemnicą, darem. Tajemnica przestaje nią być gdy ją poznasz. Oczywiście przy odrobinie ( no, niezupełnie odrobnie, bądźmy szczerzy) wkładu własnego, determinacji i (powtórzę ponownie) właściwie ukierunkowanej intencji, tajemnica się przed tobą otwiera. Co sie wtedy stanie i co się dzieje, zostanie tajemnicą;-)

A teraz bonus dla wytrwałych...

Skoro już przyczepiłem sobie kolejną etykietę, a mam wrażenie, że ciebie też w pewnym sensie do niej przekonałem, pora na coś skrajnie odwrotnego. To znaczy porzucenie etykiet, przywiązania, identyfikacji. To doświadczenie i ta myśl próbują się od długo czasu przebić na światło dzienne. Dojrzeć. I w końcu nastąpił ten czas.

Spowodowało to wiele czynników. Powstałe w wyniku tego refleksje znajdą ujście w kolejnym wpisie, na który już teraz gorąco cię zapraszam.

Myśl się krystalizuje, a pamiętasz, najpierw jest intencja, a za nią rodzi się myśl. Myśl generuje przestrzeń na czyn i działanie. W tym wypadku działanie to ponownie słowo, ale już pisane. To jednak nie wszystko, bo na pisaniu nie kończy się działanie. Ono musi iść w ....

Do zobaczenia wkrótce😉