Pewnej jutrzejszej niedzieli

To co teraz się zadzieje będzie, lub precyzyjniej, co się zadziało jutro (**) jest ważne dla mnie i zrozumienia mnie, więc zachęcam cię drogi czytelniku do podążania z uwagą za moimi myślami i doświadczeniami. Zakotwicz się na chwilę w mojej przestrzeni, podążaj za słowem i otwórz się na pojawiające doznania. Zobacz, co będzi.

Jest niedziela, 3:50 jutro rano. To szalona pora, w której zwykle głęboko śpię. Dziś jednak jest inaczej. Jest początek wakacji. Po fali trzydziestostopniowych upałów przyszły łągodniejsze dni. Na termometrze 10 stopni a niedawno było letnie przesilenie.

Otworzyłem okno. Pokój wypełnia świergot ptaków. Wsłuchuję się przez chwilę w śpiew życia. Zakładam ciepłą bluzę i słucham. Jest rześko, jestem wyspany a 3:50 to szalona godzina. Nie wiem co będzie po obiedzie, bo pewnie organizm będzie chciał wyrównać krótki sen, ale to nie jest ważne w tej chwili. Ciało czuje, ze jest po 3 godzinnej sobotniej medytacji i jest wypełnione po brzegi energią. Nie zastanawia się ile i na ile jej wystarczy bo wie, że jak jej zabraknie zawsze może podłączyć się do niekończącego się źródła tej energii, aby ją wyrównać.

Przestaję pisać i zamykam oczy. Słucham życia przez 2 min. Zrób to samo. Spróbuj i wróć tu za 2 min. Zobacz co odkryjesz, co dzieje się wokół. Nie próbuj wartościować, oceniać, kwalifikować, zastanawiać się i kombinować. To moja jedyna prośba, choć wiem, że nie mam na ciebie wpływu. Wyjdź z głowy do przestrzeni serca…

Spróbuj, ja próbuję 🙂

Jestem… Słyszę wronę, która regularnie co kilka sekund 3 razy kracze, kukułkę, i setki świergolików. Koło mnie gdzieś nad dachami, drzewami sąsiadów, był jeden szczególny. Wydaje dźwięk podobny do takiego, jakbym trzymał w dłoniach kamienie i tarł nimi o siebie. Gdzieś daleko, ktoś mocniej naciska na gaz sportowego auta. Wpadające przez otwarte na oścież okno zimne powietrze, otula moje gołe stopy. Dość intensywnie, bo czuję chłód. O 4:36 wstanie słońce, wtedy założę spodnie dresowe, skarpety i wyjdę na zewnątrz go przywitać. 

Tymczasem podążam za słowem, które rodzi moje serce, nie umysł, nie wyobrażenie tylko doświadczenie chwili. Żona śpi w pokoju obok, córka, która wpadła na weekend, w drugim. 

Jest cicho..

Czuję lekkość. Paradoksalnie to w ciszy rodzi się doświadczenie. Samo doświadczenie ciszy jest trudne dla tych, którzy boją się usłyszeć niektórych głosów. A serce i ciało wołają cały czas….

Nie czuję żadnego żalu, pretensji, bólu, pragnień. Synchronizuję się  z życiem, z chwilą. Aż nie chce mi się pisać dalej. A skoro mi się nie chce milknę, bo wiem, że i tak napiszę co będę chciał, bo nie robię tego z musu, tylko dla potrzeby serca i ducha.

Jeśli kiedyś dotrzesz tu, oto jestem. Dostępny dla wszystkiego i wszystkich. Potrafię filtrować, ograniczać, potrafię stawiać granice, nie dopuszczać złej, trudnej i ciężkiej energii, krytyki Nie zawsze się przed nią obronię. Dziś, przyjmij to proszę, mam wyjechane (*) na wszystko. Tak pozytywnie. Nie ma takiej siły, aby zmąciła mój spokój. Problemy są za drzwiami. Nie znikną, nie przysypuję ich stertą zbudowaną z oczekiwań spokoju, nie zamiatam pod dywan,  nie odkładam na półkę. Gdy przyjdzie ich czas, zajmę się nimi. Przytulę każdy z czułością, choć niejeden mnie boleśnie podrapie i kopnie w tyłek. Możliwe, że zostanie po nim blizna, ciężka i widoczna dla mnie i innych. No cóż, taka już natura życia.

Wrona za oknem nie odpuszcza….:-)

Robię kolejną przerwę. Słońce na mnie nie zaczeka. To też jego natura. Ono wzejdzie za chwilę dla ciebie i dla wszystkich innych. Niektóre dusze zobaczą go ostatni już raz, inne po raz pierwszy… Ja będę się nim cieszyć cały dzień, jak codzień.

NIebo zmienia kolor, góry raz po raz zasłaniają pełzające na niebie chmury i mgły. Na tarasie jest mokro więc szybko dostosowuję plan do rzeczywistości i siadam w salonie. Otwieram okno. Słucham. A słuch mam doskonały. Mam tak od szkoły podstawowej. Nigdy nie uczyłem się grać z nut. Znam nuty, ale nie składają mi sie do kupy, gdy je czytam. Kiedyś na muzyce nauczyciel zganił mnie bo wyczaił, że gram piosenkę z pamięci, a nie z nut. To stare czasy gdy w szkole grało się na flecie. Od zawsze potrafiłem zagrać wszystko ze słuchu. Tak było gdy grałem na akordeonie, flecie, harmonijce, gitarze czy trąbce. Nie była to wirtuozeria bo nie o to mi chodziło. Chodziło o fun. O słuchanie i podążanie za dźwiękiem. Największą zajawkę miałem gdy grałem bluesa na harmonijce. Potrafiłem zatapiać się maksymalnie w dźwiękach. Nawet teraz, gdy to piszę czuję ciary w ciele. Ta umiejętność sama nie przyszła. Godzinami dmuchałem w dziurki harmonijki, zanim było to zjadliwe dla ucha i dla otoczenia.

Gorzej ze wzrokiem. To mnie jednak absolutnie nie ogranicza. Widzę dużo, szczególnie gdy zakładam okulary. A jeszcze bardziej, gdy przysuwam oko do wizjera aparatu fotograficznego. A najwięcej, gdy zamknę oczy…

No a skoro o percepcji to przyznam ci się, że czuję. Ten zmysł mam najmocniejszy. 

Więc słucham, widzę i czuję wszystko, co dzieje się wokół mnie. Wyłąpuję najdrobniejsze szczegóły, niuanse, fałszywe nuty. Jeśli czuję rezonans, dostrajam się do tego, co koło mnie maksymalnie. Różny jest skutek, to naturalne. Nie jestem w nirwanie, czy na haju.

Wyłapuję to, co we mnie gra. co ze mną rezonuje. Przyjmuję i jestem ze wszystkim. W tej chwili nie walczę z niczym. Puszczam ograniczenia.

Często słucham muzy. Siadam wygodnie, zakładam słuchawki i puszczam ulubione kawałki na okrągło. Do zajechania. Wsłuchuję się w bas i podążam za bitem. Innym razem słyszę selektywnie tylko perkusję. Albo gitarę prowadzącą. Gdy skupiam uwagę na konkretnym brzmieniu, konkretnego instrumentu, wyłapuję schemat dźwięku, akord i wchodzę głęboko w niego. Synchronizuję się z nim.

Ale, pójdźmy dalej:-)

Zanim zszedłem do salonu zabrałem ze sobą moją “magiczną opaskę mocy”. Bransoletę, o której pisałem przy okazji refleksji na temat Cypru i czterech umów.

W tym tekście nie zawarłem chwilowej refleksja nad umowami, jakie w życiu zawieramy. To są ciągłe, nieustające umowy. Ona nie minęła. To ciągła praca i uważność. Niezależna oczywiście od tego, czy założę kawałek tej skórzanej biżuterii, czy nie. To tylko symbol. 

Zatem słucham co mi przynosi świat pod postacią dźwięku, widzę co się wokół dzieje, Czuję. Przyjmuję i odbieram. Wszystko to, niezależnie jakie nadaję temu emocjonalne zabarwienie, kreuje mnie. Jestem jaki jestem dlatego, że doświadczam,czego doświadczam.

A czego doświadczam? A wszystkiego. A najbardziej? No skoro już tak daleko idziemy w dociekaniach, to najbardziej doświadczam tego, do czego kieruję najwięcej uwagi. Tam gdzie idzie uwaga, idzie świadomość. I tu mogę zdecydować, gdzie chcę skierować uwagę, na jakich tematach się skupiać, jakie chcę mieć relacje z ludźmi, jakie wartości chcę ze sobą nieść, czy chcę wierzyć, w co lub kogo chcę wierzyć. To są moje autonomiczne wybory, obciążone genetycznie, mentalnie, kulturowo czy środowiskowo, ale moje. To są moje umowy. To ja decyduję wg  jakich życiowych umów chcę funkcjonować. 

W ostatnim tekście zauważyłeś pewnie spory ładunek emocjonalny. To ten zatytułowany ‘Łysy”. Feedback po nim był niesamowity. Ponownie mam na to wyjechane(*) Mówiąc delikatniej - odpuściłem.

Nie zakładam niczego. Nie przywiązuję się do celu i nie snuję wizji, w której setki oczu patrzy, czyta i zachwyca się moją elokwencją.

Zamknę to okno, bo zimno się robi. Jest 5:13 jeśli masz ochotę na przerwę to zaproponuję ci teraz coś takiego.

Gdy szukałem tego filmu po lewej, trafiłem na stare wspomnienie. Wschód słońca w Walencji, w kwietniu  2019- po prawej:

 

Jestem dalej mocno wewnątrz. W sobie. Czuję spokój i…. głód. Nie tylko obudziło się moje serce ale również żołądek. Cóż, trzeba słuchać ciała gdy do nas mówi. Zatem kanapeczka. Gdy wstaną dziewczyny, zjemy jajecznicę. Ale jest dopiero 6-ta a na śniadanie umówieni jesteśmy na 9-tą. Coś czuję, że będą dziś 3 śniadania;-) i dłuuuugi dzień.

Ciało zaspokojone, kawka obok aromatycznie pachnie. Pianka delikatnie mruczy, no bo to latte macchiato w końcu. Słońce coraz wyżej. Ciągle cicho. Myśli milkną. Czasami tak dużo chciałoby się powiedzieć i tak zwięźle. Gdy redaguję ten tekst to różne myśli się pojawiają w głowie. W mojej, a jakie w twojej teraz?

Widzisz, możemy setki razy słyszeć ten sam utwór, setki razy rozmawiać z kimś, robić coś,  myśleć nad czymś i robić to nieświadomie. Możemy przeczytać książkę i za tydzien nic z niej nie pamiętać. W czasach covidu usłyszałem o  zjawisku ”mgły umysłowej”. Nie przypisywał bym go wyłącznie temu okresowi. Mam wrażenie, że wszystko co nas otacza jest przesłonięte mgłą. Widzimy przez to zarysy zdarzeń, miejsc, sytuacji, celów, ludzi. Budujemy w sobie jakiś osąd, wyobrażenie, bo jesteśmy inteligentni i spostrzegawczy. To naturalne. Aproksymujemy, przewidujemy jakieś zjawiska. A wystarczy przecież wpatrzyć się w to coś, wsłuchać się w rytm życia, słuchać. I gdy się to robi mgła ustępuje, obraz staje się bardziej wyrazisty, klarowny i taki… wyostrzony. Coś co przez mgłę widziałeś okazuje się często tym czym w istocie było. Ale ośmielę się stwierdzić, że równie często przedstawia nam inne oblicze. Jest czymś innym. Jest jakieś bardziej przyjazne może, albo bardziej kolorowe, albo prostsze albo wręcz przeciwnie, bardziej skomplikowane i nieznośne. Ale to w sumie nie ma znaczenia jakie jest. Bo pokazuje ci się prawdziwe.

Aby tak było, proces poznawczy wymaga zatrzymania i skupienia. A my tak często nie mamy na to czasu. Poszukajmy go zatem. Ten tekst może wydać ci się chaotyczny albo nudny. Nie będę podpowiadał ci negatywnych sposobów interpretacji w myśl prawa nr 1 Czterech Umów.  Powiem tylko, że masz do dyspozycji cały wachlarz możliwości. 

Wyobraź sobie dla potrzeb tej chwili, że chcesz mieć szafkę koło łóżka, cokolwiek. Przyjmijmy zatem szafkę… W garażu znajduje się warsztat pełen narzędzi. Wszystkiego, czego potrzeba. Nie masz tylko materiału. No ale masz dostępny sklep, w którym kupisz kilka desek. Idziesz do tego warsztatu i w sumie nie wiesz, za co się zabrać, aby zrobić szafkę. Możesz odstąpić od pomysłu i zamówić przez neta, gdzieś w sieciówce, piękną szafkę i będziesz z niej zadowolony na wieki. Szafka opatrzy się, będzie ci służyć tak jak moja w sypialni. Nic w tym złego nie ma. Ale…

Możesz też zrobić ją samemu. Masz wybór. Wtedy pojawi się kolejny problem, czas, pieniądze, nie wiesz jak, a może wynik będzie nieciekawy, a będą się z niej śmiać, nie będzie się podobać, ciężko sobie wyobrazić efekt końcowy etc. Szukasz i mistrzowsko wynajdujesz wymówki nazywając je uzasadnieniem

Możesz też zgłębić temat, poszukać podpowiedzi, poczytać gazety branżowe, popytać znajomych, podpatrzeć mistrzów stolarskich, praktyków. Niektórzy z tych mistrzów będą opowiadać ci cuda nad cudami, i wykazywać ci jedyne słuszne (swoje) rozwiązania, aż w końcu, kupisz pilarkę za 3 tysie i nie będziesz z niej w ogóle korzystał. Będą bajać mistrzowsko, może nawet namówią cię na studia i doktorat ze stolarstwa, uznając to za jedyną słuszną drogę, bo oni tak robią. A skoro oni tak robią, to ty też powinieneś, no bo oni przetarli już szlaki tak bardzo, że wiedzą najlepiej. Musisz. Musisz? (Tylko jeden znaczek na końcu zdania, a jak zmienia znaczenie - znak zapytania zamiast kropki…)Tylko jedna droga jest słuszna.

Możesz też iść dalej w analizie, szukać, może nawet wzorować się na znajomych, przyjaciołach, nie wyważać już otwartych drzwi, odrzucić śmieciowe informacje i wybrać te nadrzędne. Nadać im priorytet i spróbować zbudować tę szafkę. Możliwe, że nie będzie jakaś urodziwa, że pójdzie na śmietnik za parę lat. Pozwoli ci jednak zbudować w sobie pewną umiejętność. Później zrobisz kolejną i kolejną szafkę. I wyjdzie ci to łatwiej i szybciej Wtedy nazwiesz to doświadczeniem.

Zaczniesz zauważać w niej niedoskonałości, to pewne jak słońce, ale zaczniesz nazywać to odpuszczeniem, akceptacją. Nie trywializujesz tematu jeśli szafka jest totalnie beznadziejna, robisz kolejną albo ją poprawiasz. To się nazywa korektą albo refleksją. A może  wnerwiony odpalasz net i kupujesz gotowca. Tak też jest dobrze. To wtedy nazywa się wyborem, decyzyjnością.  Gdy zrobisz szafkę i wpadniesz w zachwyt nad jej naturą przyjdzie twoja żona i powie ci, że jest za niska do łóżka, albo za wysoka, albo za jakaś tam. Możesz powiedzieć, że taka ma być i koniec, walnąć focha, bo TYLE pracy w nią włożyłeś i przekonywać i wykłócać się do umarłego. Możesz równie dobrze przyznać, że twoja żona ma rację.  To się nazywa konsensus i pokora. Jeśli żyjesz sam w swojej sypialni, to oczywiście nikt ci nic nie powie. Jeśli z kimś ją współdzielisz to to, co oczywiste, staje się oczywistością

A co na końcu? Na końcu siadasz przed tą szafką, wiesz skąd jest albo nie wiesz skąd, jak powstała, albo jest ci to obojętne, ile włożyłeś w nią energii albo ile kasy, jaki ma kolor albo jesteś kolorystycznym ignorantem. Świadoma osoba zada sobie szereg trudu i potrafi docenić efekt, nawet niedoskonały, swojej pracy. 

Świadoma osoba będzie potrafiła się nie przywiązywać do niej i odpuścić kiedy przyjdzie na szafkę kres.

A ta nieświadoma?  Hmm….

Widzisz, ja wybudowałem jeden dom i straciłem go, Mocno to przeżyłem. Musiałem sprzedać i sprzedałem. Włożyłem w niego mnóstwo kasy, czasu i energii, To był kawał mojego życia. Ponad dekada. Teraz mam drugi i nie wiem co będzie. Tzn wiem, będzie GIT. Wiem co jest teraz. Robię w tym domu kupę roboty sam, inną kupę robią wykonawcy. Jedni to bajarze, inni konkret. Jedna robota jest prosta, a przy innej polegnę. Każdą pracę doceniam, bo bez niej nie byłoby w końcu tego domu. Widzę niedociągnięcia, jednak nie zasłaniają mi obrazu całości. Każda wbita w ziemię łopata to 400 cmkw skopanego ogrodu, to ból pleców, to odzywający się w ciele dyskomfort. Ale nade wszystko to 400 cmkw dla potencjalnego trawnika, zabudowy, miejsca dla rośliny, drzewa. Wolnej przestrzeni ekspresji. Przez kilka tygodni kopałem tę ziemię aby uzyskać pożądany efekt. Jak nie ma nadmiarowej kasy, pewne rzeczy robisz samemu. Tu znowu jest wybór, zaciskasz zęby i robisz to “za karę” albo robisz, bo jest robota do zrobienia? Gdy była pandemia z żoną i córką układaliśmy styropian pod wylewki. Sami. I nie płakaliśmy z tego powodu. Gdy podnieśli stopy procentowe, rocznie jestem kilkanaście tys do tyłu. Mam wybór - płakać nad tym czy nie?

7:05. Słońce podniosło się wyżej i teraz świeci mi prosto w oczy. Kolejna chwila przerwy tym razem na Pranayamę:-) 

Pooddychałem 20 min i ….poszedłem do łóżka. Sen przyszedł błyskawicznie. Nie musiałem czekać do popołudnia. Śniadanie było przez to o 10 tej a teraz jest prawie 12ta. Ciepło już, 20 stopni. Z radia sączy się tym razem Rammstein. Dzień układa się na bieżąco

Czytam tekst przed publikacją, wytłuszczam ważniejsze zagadnienia, zauważyłeś to już, prawda? Okazuje się ich całkiem sporo. To był taki nadzwyczajnyporanek. Jak każdy, Ja go zrobiłem po swojemu, ja go tak, a nie inaczej przeżyłem, po swojemu. To była moja decyzja, gdy się obudziłem .

Obudź się i ty ze snu jaki paradoksalnie funduje ci życie, codzienność. Ze snu jaki sobie sam fundujesz, nie zauważając najbliższych, siebie, codzienności. Pomyśl nad swoimi bieżącymi wyborami. Nie rozmyślaj nad historią, nie zatapiaj się w przeszłości. Napraw co zepsute, przeproś jeśli skrzywdziłeś, wynagródź , zadośćuczyń krzywdzie. Masz kolejny wybór.  

Obudź się. Przetrzyj zaklejone ignorancją i wygodną niewiedzą oczy duszy. Działaj. Bądź Jesteś w końcu najcudowniejszym dzieckiem Stwórcy!. Tak jak ja, on i ona. Tylko…. obudź się!

(*) Pisze teksty w googlach. Gdy napisałem, że mam na to wyjechane algorytm googla podpowiedział mi inny wyraz. W sumie znaczenie identyczne, ale brzmi tak. Mam na to wyje***e.  🫣 taka ciekawostka.

 (**)  To nie jest błąd, tylko próba uzyskania twojej uwagi. Jutro. NIe zastanawiaj się o co kaman, tak ma być 😉

Tak, ten tekst był dugi, dłuższy niż rolka czy relacja na facebooku czy TikToku, dłuższy niż trwające pół sekundy skrolowanie ekranu na insta. Taki miał być, wymagający refleksji. O tym będzie przy okazji. Dziękuję za inspirację. inspiratorce. 😉