Bóg do mnie przemówił
Od dłuższego czasu pozwalam sobie na to, aby mówił do mnie Budda, Dalajlama oraz inni mędrcy wschodu. Aby mówili żyjący księża i mnisi różnych kultur religijnych. Tak, żyjący i umarli. Mówili przez swoje nauki, książki, przekazy słowne, takie wprost oraz te ukryte, schowane głęboko, jednak obecne. Pozwoliłem sobie na ten komfort choć konfrontacja poglądów z tak różnych kierunków może być trudna. Może, jeśli tak zdecyduję. Może być jednak ożywcza i prosta. To tylko, albo aż, kwestia optyki, perspektywy.
Pozwoliłem sobie również na jeden dodatkowy przywilej. Otóż pozwoliłem na to, aby przemówił do mnie Bóg. Oczywiście wiem, żę On nie potrzebuje żadnych pozwoleń. Niech zatem będzie, że otworzyłem na te wszystkie głosy uszy i serce. Wiem,że wyrażanie poglądów na ten temat może być kontrowersyjne lub nawet niepożądane. Pamiętaj jednak, to mój punkt widzenia, moje odczucia, moja optyka. Do niczego nie namawiam, poddaję temat pod dyskusję. A jeśli rozpoczniesz tę dyskusje w zaciszu swego sumienia czegóż chcieć więcej.
Osobiście, jak słyszę stwierdzenie, że ktoś usłyszał głos Boga to zaświeca mi się czerwona lampka Uwaga !!! trzeba uciekać bo będzie się działo. Takie cuda zdarzyły się Mojżeszowi, może jeszcze paru innym, ale tu? Teraz?
Spieszę zatem z wyjaśnieniami jak to Bóg do mnie przemówił. Interpretację albo już zdążyłeś sobie wyrobić, albo jesteś tego bliski.
Jednak jeśli jeszcze masz niezmącony umysł, porzuć uwarunkowania na kilka chwil, pozwól przemówić tym słowom a kontekst sam się ułoży. To tak jakbyś zobaczył teaser filmu albo serialu i wiedzaił jaka będzie historia w czwartym odcinku trzeciej serii. Albo lepiej, znał już zakończenie filmu. Ja osobiście nigdy, przenigdy nie mogę nic wywnioskować z teasera.
Zanim jednak o tytułowym wydarzeniu, pozwolę sobie na przytoczenie pewnej historii, albo ciągu myślowego. Słowem klucz okazuje sie być w tym wpisie słowo "Pozwalać". Tak jakoś samo wyszło. Idźmy zatem dalej.
Otóż to co się teraz dzieje jest wynikiem, co by nie było, medytacji. Siadam, medytuję i czasami nie wiadomo skąd, przychodzi tego rodzaju refleksja. A jak dobrze wiemy, mamy co najmniej dwie opcje, dwie drogi: porzucić rozkminę, co, biorąc pod rozwagę założenia medytacji, może być słuszną drogą lub pójść za nią i pozwolić jej zakiełkować, zobaczyć co z niej się urodzi.
Załóżmy zatem, że bawimy sie z dzieckiem klockami. Przed nami na podłodze siedzi mały brzdąc i porozrzucane kolorowe klocki. Nasz brzdąc już mówi, ma 4, 5 lat. Robimy różne budowle, snujemy podczas zabawy niesamowite historie. Brzdąc skleja kilka losowych klocków i mówi, że to jest samochód. Inny twór inżynieryjny to drzewo, albo człowiek, droga, most, motor. Musisz mocno ruszyć wyobraźnią ale akceptujesz jego kierunek. Tak, jest to bardzo dobre dla jego wyobraźni, rozwoju. Pomaga tworzyć scenariusz zabawy, fantazjować. Kontakt między wami się nawiązuje. Brzdąc ci ufa, śmieje się, albo krytykuje twoją budowlę. Jak będziecie dalej się bawić to będą powstawać tak udziwnione klockowe historie, jakich sam byś nigdy nie wymyślił. Takie okoliczności to doskonała atmosfera do rozwuju fantazji.
Pozwalasz sobie tkwić w tej chwili. Wspierasz swojego brzdąca w jego wyborach czasami dokładając, albo próbując dołożyć jakąś własną historię.
Wiesz doskonale, że zabawa nie będzie trwać wiecznie. Przychodzi w końcu pora posiłku, albo kupa, albo spanie i ...
I cały ten mozolnie zbudowany świat zostawimy na drugi dzień aby kontynuować zabawę, odkładamy na półkę, aby przypomnieć sobie jak fajnie było podczas zabawy za parę dni, albo razem z małym brzdącem rozwalamy wszystko. Przy dobrych wiatrach posprzątamy razem, albo zrobię to ja/ty no bo dzieciaczek jest zmęczony.
Tak, pozwoliłeś sobie na tę chwilę. Nie krytykowałeś małego towarzysza, za to, że to, co zrobił z klocków, nie przypomina za żadne skarby samochodu czy człowieka. Że historia ledwo się trzymała kupy albo w ogóle się nie kleiła. Wiesz, że dziecko jest zaopiekowane i nic złego wydarzyć się nie może. No chyba, że tobie puszczą nerwy bo zadzwoni ktoś z nieciekawą informacją albo wpadniesz na pomysł aby skrolować fejsa i twoja uwaga ucieknie w nieznane dziecku rejony.
Pozwalasz na wszystko, tak jak Bóg pozwala nam na wszystko, prawda?
Dla swojego dziecka, w najmłodszym jego wieku jesteś Bogiem. Patrzy na ciebie jak na malowany obrazek. Wieży ci, ufa, kocha. Ma swoje muchy w nosie, ale tak jest . Poźniej zmienia sie forma miłości ale samo uczucie pozostanie, jeśli będzie odpowiednio pielęgnowane. Ale ty będziesz go kochał BEZWARUNKOWO, bo jest Twoje.
Taką miłością jesteś ty dla Boga. Dlaczego więc gdy my, tu na ziemi bawimy sie w różne religie, zachowania, budujemy przeróżne formy istnienia, umniejszamy sobie nawzajem. Dlaczego trzy żółte klocki w rękach jednego oznaczają coś innego niż w rękach drugiego. Dlaczego wydzieramy sobie z rąk te klocki? To On pozwala nam na tę zabawę jaką jest życie. Czasami się sparzymy, czasami będziemy rozważni i roztropni. Czasami będziemy wierzyć w uzdrawiającą moc czakr, energi Qi albo Prany, w moc aspiryny albo penicyliny. Czasami będzie podążać za jakimiś ideami a inne ignorować. Jednych będziemy kochać innych nienawidzieć. To taka nasza zabawa. Zabawa ze sobą w przedszkolu życia oraz z Ojcem. Jedni będą nazywać Boga tak albo inaczej, inni będą protestować, że on istnieje
Oczywiście to tylko formuła retoryczna, możliwe że zbyt trywialna aby trafić do jednych. Ale możliwe też, że właśnie dlatego trafia do innych. Bo czymże jest Bóg jak nie wszechogarniającą miłością. Z taką definicją, o ile pamiętam, zgodził się nawet Dalajlama.
I teraz mając w tle głowy, bo mam wrażenie, że większość z nas myśli głową a nie sercem, powiem ci jak przemówił do mnie Bóg. Jak ciągle przemawia? W prostych życiowych czynnościach. W uśmiechu żony, w serdecznym słowie sąsiada, w interesującej rozmowie na Messangerze ze znajomym lub znajomą. Przemówił do mnie poprzez tryliony codziennie używanych rzeczy. Przemówił do mnie dziś poprzez deszcz i wiatr, mimo, iż jest weekend i chciało by się iść w góry, a tu ciągle leje. Przemawia do mnie w cukierni uśmiechem i serdecznością dwudziestoparoletniej sprzedawczyni. Przemawia do mnie harmonią na drodze i stabilnością innych kierowców, dzięki czemu dojechałem do domu cały, bez wypadku. Rozrzuca po kontach różne znaki. Jednym z nich jest to, że masz pieniądze na to aby kupić dobry telefon, opłacić internet i siedzieć w ciepłym mieszkaniu czytając ten lub inny tekst. Przemówił do mnie pośrednio przez Dhamme Serca, przemawia przez Dalajlamę.
To, że jesteś tu gdzie jesteś, taki jaki jesteś, to nie jest wyłącznie Twoja zasługa. Jeśli tak myślisz, żyjesz w jakiejś bańce, w ułudzie. Aby zadziało się tu i teraz miliardy innych historii musiało mieć miejsce. W tych miliardach mogła się wydarzyć jedna, jedyna taka, która zmieniła by Twoją historię. Tak się jednak nie stało.
Możliwe, że masz nawet pretensje o to, że coś takiego sie nie wydarzyło, bo wtedy na przykłąd miałbyś więcej pieniędzy. No ale cóż, nie zawsze jest tak jak chcemy. Możemy jednak pozwolić sobie wtedy na zmianę optyki, perspektywy i cieszyć się z tego co mamy.
Bóg przemawia w ciszy i w prostych rzeczach tylko tego nie zauważamy. Jak mamy zauważyć? Gdy jesteś na dworcu, w zgiełku, szumie, nie słyszysz jak ktoś mówi do ciebie spokojnym głosem gdy jest 5 m od ciebie. Musicie być bliżej aby rozmowa mogła się odbyć. Abyś go usłyszał.
Tak, w prostych rzeczach i w ciszy. Ciszy, której wielu z nas unika jak ognia. Bo w ciszy można usłyszeć różne rzeczy. W ciszy umysł płata nam figle, przypominając różne zdarzenia z przeszłości, rozdrapując rany, albo wymyślając niestworzone rzeczy na przyszłość. Nie lubimy być w ciszy, bo wtedy z szumu możemy wychwycić coś, co nas urazi, co będzie nielogiczne, niemodne, nie będzie pasowało do wizerunku. Na wszelki wypadek nie bywamy w ciszy, bo a nóż to właśnie On, Bóg, będzie chciał do nasz przemówić. Może powie, abyś olał dziś insta i poszedł na spacer. Może powie ci, tak jak mnie dziś, abym ograniczył słodycze. Ale jak to powie? A na przykład bólem głowy, nudnością, rozstrojem żołądka, zawałem, udarem. Sposobów jest wiele. Może szarpnie cię za rękę spragnione twojej uwagi dziecko, albo opierdzieli cię żona/mąż? Oczywiście, że będzie to niewygodne i niefajne, czasami bardzo bolesne. Może nawet komuś ci bliskiemu pozwoli być bliżej siebie. Tak po ludzku, to ktoś może odejść, umrzeć. No ale z drugiej strony, skoro Boga nie ma to nie ma się kogo bać.
Zatem pozwól Bogu przemówić. Nie zakrywaj uszu rekami. Nie przedrzeźniaj go i nie zaprzeczaj. To nie jest stary dziadek na chmurce, jak to mówi oj. Adam. To wszechogarniająca dobroć. Możesz wymyślić dla niego jakąś ksywkę, imię, możesz zbliżyć się do niego swoją ścieżką, whatever. Możesz nazwać go Źródłem, Wszechświatem, Dobrocią, Miłością, Szacunkiem, Tolerancją, Uprzejmością, Nadzieją, Szczęściem, Przypadkiem. Masz wiele opcji, na które możesz sobie pozwolić. Tu nie ma przymusu ani jednej utartej drogi. Dlaczego zatem słowo zbudowane z trzech liter B-Ó-G jest takie trudne? Hmm
Wiem, to ryzykowne stwierdzenie, szczególnie dla niewierzących. Religia to opium dla mas wg jednych. Wg Freuda to na przykłąd nerwica natręctw. Tematy religii to szczególnie delikatna kwestia wymagająca od każdego ogromnego pokładu zrozumienia i szacunku. Nie jest moją intencja porównywanie czy wywyższanie jakichkolwiek z nich. Nie o to chodzi. Nie chodzi też o to aby przekonywać cię do mojej.
No to o co chodzi? O co kaman??
Chciałbym, abyś zastanowił się nad tym wszystkim co masz, czego doświadczasz. Teraz. NIech to potrwa chwilę, ale zrób to teraz, w tej chwili. Jutro będziesz o dzień bliżej śmierci. Może to przekona opornych. Pozwól sobie na zauważanie życia takim, jakie jest. Jak trzeba, zmień okulary, albo ściągnij. To wyostrzy twój wzrok i zmysły. Niemówienie o niektórych sprawach nie oznacza, że ich nie ma.
No cóż... dotarłeś jakimś cudem do tego miejsca mój drogi gościu. Dziękuję ci za to. Jesteś zwycięzcą! To nie jest ironia. Osobiście uważam, że wszystko co zbliża nas do prawdy, poznania, świadomości jest dobre. Nikogo przecież nie oskarżam, nie krytykuję. Przedstawiam ci tylko pewne opcje, możliwości. Nikt za ciebie nie zdecyduje. Pozwól sobie na ten luksus, o który walczą wszyscy łącznie z brzdącem przy klockach. Pozwól sobie na wybór klocków, retoryki swojej historii. Pozwól na to, aby znaczyły dla ciebie tyle, ile dla tego niezmąconego niczym pięcioletniego serca, wolnego od trosk, kochanego i zaopiekowanego. Pozwolenie oznacza odpuszczenie, zgodę, spokój
Pozwól sobie żyć.
przydługie p.s. 😉
Jest takie miejsce na ziemi, gdzie dusza moja jest bliżej Boga. Gdy wychodzę ponad poziom lasu, na połoniny, czuję w sercu spokój i ciszę. Ogarnia mnie błogość, niezależnie od tego co się dzieje w świecie. W tym momencie jestem tylko ja. Jest to świadome zezwolenie na bycie tu i teraz. To, co było, teraz nie ma znaczenia tak, jak nie ma znaczenia to, co będzie. Będzie za parę dni, parę chwil. `problemy oczywiście same nie znikną, niezałatwione sprawy zaczekają cierpliwie, aż wycieczka się zakończy. Teraz ważny jestem ja , połonina, Anioły, Bóg. Nic nie jest w stanie zmącić tego stanu. Powtarza się on zawsze gdy tam wraca. Gdy wracam do Bieszczadu. Przywołuję często ten stan w medytacji. Stan, nie obraz połonin. Pozwalam sobie na to aby chłonąć wtedy tę energię, która się pojawia. Tak samo jak pozwoliłem sobie na to przydługie p.s, choć pozornie nie ma związku z resztą. Pozornie.
A ty znasz taki stan?
p.s.2 Słowo"pozwalać", w różnych wariantach zostało użyte CELOWO 26 razy w tym tekście.